BOMBARDOWANIE JAPONII

Późnym popołudniem 8 marca 1945 roku w bazie lotniczej na Guam wre gorączkowa praca. W czasie gdy obsługa naziemna krząta się wokół olbrzymich B-29, załogi przebywają na odprawie. Samoloty zabiorą wyłącznie bomby zapalające. Cel: Tokio. Samoloty mają polecieć w kierunku miasta same (tzn. bez ochrony myśliwców), na niskim pułapie i zabrać jedynie tylne karabiny maszynowe. Dzięki temu będą lżejsze, a ponieważ nie będą musiały wznosić się na wysokość 10 000 m, wezmą też minimalną ilość paliwa. Tym samym każda z maszyn będzie mogła zabrać większą ilość bomb - 7 ton. Strefą atakowaną będzie przedmieście Tokio - Shitamachi. Mieszka tam ponad 750 000 ludzi, większość to robotnicy pracujący w niezliczonej ilości małych fabryczek rozsianych po mieście. Domostwa, prawie wyłącznie drewniane, są idealnym celem dla bomb zapalających. Ważące 250 kg bomby M-69, wypełnione żelowatą benzyną, zrzucone z wysokości zaledwie 3000m, dają gwarancję, że śmiercionośny ładunek osiągnie swój cel. Pierwszy B-29 odrywa się od pasa startowego o godz. 17.45, a w ślad za nim wznosi się dalszych 313 maszyn.
Na kilka minut przed północą na ekranach radarów maszyn amerykańskich ukazuje się czarna linia wysp Honsiu. O godzinie 0.15 w Tokio zaczynają wyć syreny. W kilka minut później dwa czołowe bombowce przelatują nad miastem, pozostawiając za sobą wstęgę płonących domostw długości 16 km. Przez trzy długie godziny kolejne bombowce zrzucają następne bomby. Wiatr rozprzestrzenia ogień we wszystkich kierunkach. Gdy samoloty wracają do bazy, przemysłowe centrum miasta jest zniszczone w 60%, 250 000 mieszkań, sklepów i warsztatów - obróconych w ruinę, milion ludzi błąka się w stanie szoku - zabitych jest około 80 000, rannych 200 000. Straty Amerykanów są niewielkie: na 314 samolotów, zniszczonych zostało 14.
Nalot na Tokio z 9 marca 1945 roku, jeden z najtragiczniejszych w ciągu całej wojny, był częścią kampanii regularnych strategicznych bombardowań Japonii, rozpoczętych przez amerykański lotnictwo latem 1944 roku. Pierwsze bombardowanie archipelagu japońskiego miało miejsce 18 kwietnia 1942 roku. Tego dnia 24 średnie bombowce
B-25 Mitchell wystartowały z lotniskowca Hornet, by zrzucić bomby na Tokio. Nalot miał znaczenie symboliczne - 14 ton bomb zapalających nie miało nawet dotknąć przemysłu japońskiego. Chodziło tylko o zademonstrowanie wrogowi, że może być zaatakowany na własnej ziemi. Było to wówczas wszystko, co mogło zrobić amerykańskie lotnictwo - B24 i B17, choć produkowane w coraz większej ilości, nie miały jeszcze wystarczającego zasięgu, by dotrzeć do Japonii. Sytuację zmieniło pojawienie się rewolucyjnej maszyny, superfortecy Boeing B-29.
Dnia 15 kwietnia 1944 roku B-29 wyruszają z USA w drogę do Indii. Potrzeba jeszcze kilku miesięcy, by przetransportować niezbędny sprzęt i paliwo na lotniska do Chin. Wreszcie, 14 czerwca, można dokonać pierwszego nalotu "latających fortec" na cele, znajdujące się na wyspach Japonii. Jeszcze przed rozpoczęciem zadania zostaje utracona jedna z maszyn, w drodze z Indii do Chin dwanaście musi zawrócić z drogi z powodu uszkodzeń silników. Na 66, które wystartowały do lotu na Japonię, jedna ulega rozbiciu, sześć jest zmuszonych, by wcześniej zrzucić bomby, 46 bombarduje cel według radaru, a 7 zrzuca swój ładunek poza celem. W drodze powrotnej jedna zostaje zestrzelona przez obronę przeciwlotniczą, a dwie rozbijają się w górach Chin. Bilans akcji przynosi rozczarowanie: 6 bombowców utraconych przy nieprecyzyjnym bombardowaniu dokonanym przez zaledwie 2/3 formacji. Dla optymalnego wykorzystania siły rażenia, bombowce zostają uformowane w grupy po 12 maszyn, samolot prowadzący pełni rolę przewodnika, a jego załoga zostaje poddana specjalnemu przeszkoleniu. Bombardowania stają się skuteczniejsze, jednak na skutek problemów z zaopatrzeniem liczba zadań zostaje poważnie ograniczona: po 29 sierpnia 1944 roku (w dniu drugiego nalotu) do końca roku będzie można dokonać jeszcze tylko sześciu następnych. Zdobycie Marianów w połowie roku 1944 pozwala rozwiązać problemy logistyczne i w pełni rozwinąć kampanię bombardowań. Pierwszy B-29 ląduje na wyspie Saipan 12 października. Powstaje nowa jednostka, 21 Bomber Command, a jej dowództwo zostaje powierzone gen. Hansellowi. Celem pierwszego nalotu, 24 listopada 1944 roku są zakłady lotnicze Nakajama w Tokio. Straty są niewielkie, podobnie jak dokładność bombardowania. Napotkane trudności są głównie natury meteorologicznej. Na tak wielkiej wysokości lotu bombowce B-29 zderzają się z niebywale silnym wiatrem, zwanym Jet Stream, którego prędkość może przekraczać 500 km/godz. Pomiędzy 24 listopada 1944 roku, a 20 stycznia 145 roku 21 Bomber Command dokonuje sześciu nalotów, żaden jednak nie odnosi większego sukcesu.
20 stycznia 1945 roku, by zastąpić gen. Hansella, przybywa na Mariany gen. Le May. Cieszący się sławą stratega, wprowadza nową taktykę ataku: nocą, na małej wysokości, przy użyciu bomb zapalających. Rezygnacja z dużych wysokości, poza oszczędnością paliwa, pozwala uniknąć skutków działania Jet Streamiu. Dzięki użyciu bomb zapalających skuteczność niszczenia miast zbudowanych z drewna znacznie wzrasta. Dnia 24 lutego zrzucone w Tokio bomby zapalające pustoszą miasto w promieniu 2,5 km - dowodzi to słuszności nowej taktyki. Nocą z 11 na 12 marca idzie z dymem 5,3 km kw. miasta Nagoya, 14 marca 274 bombowce B-29 niszczą 21 km kw. w Osace, 17 marca zostaje zniszczonych 8 km kw. Kobe. Nagoya przeżywa ponowne naloty 20 i 25 marca. W sześciu nalotach 21 Bomber Command niszczy powierzchnię 83 km kw. największych japońskich aglomeracji, za cenę utraty 26 samolotów. Skutki bombardowań przerastają wszelkie oczekiwania naczelnego dowództwa amerykańskiego. W następstwie bombardowania Tokio, morale ludności ulega poważnemu osłabieniu. Słabnie ono jeszcze bardziej, gdy samoloty zrzucają ulotki, wskazując cele następnych bombardowań: 8 mln. ludzi ucieka na wieś, dezorganizując w decydującej chwili produkcję przemysłową. Dzięki bombardowaniom wielkich miast, amerykanie wprowadzili chaos. Ostatecznie dwie bomby pogrążyły japończyków.